Szóstego dnia miał być relaksik na plaży Balos. Niestety pogoda rano nam nie dopisuje, pada deszcz. Gdy w końcu się przejaśnia, wciąż jest trochę chłodniej na dworzu, więc odpuszczamy chwilowo Balos i aby nie siedzieć w apartamencie, idziemy na spacer nad morze w naszym Kisamos. W końcu się rozpogadza, zdejmujemy bluzy i wracamy na chwilkę do mieszkania. Postanawiamy- jedziemy nad Balos. Trochę się martwimy, czy będą miejsca parkingowe, bo już po południu. Czytałam, że w sezonie trzeba przyjechać do Balos z samego rana, bo inaczej wszystkie miejsca parkingowe przy plaży są zajęte i trzeba parkować przy drodze i stamtąd nawet kilometry podchodzić do parkingu. Na szczęście okazuje się, że są wolne miejsca na samym parkingu. To naprawdę dobra wiadomość. Bo do plaży jeszcze kawał drogi- najpierw trzeba iść ścieżką, a później schodami w dół. Razem wyszło nam około godzinki drogi z parkingu, bo zatrzymaliśmy się po drodze na zdjęcia.
Sama plaża Balos nas nie zachwyca. Zachwyciły nas za to widoki ze szlaku i z drogi, która była nie tylko piękna, ale też trochę stresująca, bo pod koniec były większe nierówności i kamyki, i baliśmy się o samochód, który nie miał ubezpieczenia na drogach szutrowych. Następnym razem wybrałabym podróż na Balos statkiem i podeszłabym kawałek schodami pod górę, aby zrobić ładne zdjęcia. Widzieliśmy z plaży, że statki zatrzymywały się również na postój przy samej wysepce Gramvousa. Na pewno jest tam pięknie, niestety my nie mieliśmy okazji jej zobaczyć z bliska.
Wieczór spędziliśmy na obiadokolacji w Kisamos, a później oglądaliśmy zachód słońca na plaży.
Mapa przejazdu: tu