Czas bardzo szybko leci i nadchodzi piąty dzień naszego pobytu na Gran Canarii. Tak naprawdę to szósty, gdyby liczyć wieczór po przylocie. Dzisiejszego dnia pokonaliśmy najwięcej kilometrów i zrobiliśmy najwięcej zdjęć. Zdecydowanie to mój ulubiony dzień pobytu na wyspie. Przejechaliśmy całą Gran Canarię dookoła wzdłuż wybrzeża. Ponieważ zobaczyliśmy bardzo dużo, relacja zostanie podzielona na dwa oddzielne posty. Poniżej przedstawiam mapkę przejazdu (kliknij tutaj):
Wyjazd z Arinagi
Wyruszamy trochę wcześniej, bo przed nami długa droga. Jedziemy autostradą na północ. Mijamy z lewej strony zwiedzoną wczoraj stolicę Las Palmas i chwilę później jedziemy tuż nad samym oceanem. Widzimy w oddali plażę Las Canteras. Podejrzewam, że w tym czasie jest na niej niewiele ludzi, gdyż prognoza pogody nie kłamała i na północy wyspy jest pochmurno. Odwiedzimy tylko jedno miasteczko, na którym nam zależy i uciekniemy z powrotem na południe. Trasa, którą jedziemy jest naprawdę piękna. Obserwuję przez szybę wybrzeże i rozbijające się o skały fale, zerkam przed siebie, aby podziwiać wyłaniające się z oddali miasteczka.
Puerto de las Nieves
W końcu docieramy do naszego punktu docelowego, czyli uroczego Puerto de Las Nieves. Uważane jest ono za jedno z najpiękniejszych miasteczek na Gran Canarii i mogę to potwierdzić. Ma swój specjalny klimat. Białe domki z niebieskimi zdobieniami, góry i ocean tworzą wspólnie coś wspaniałego.
Zostawiamy samochód w samym centrum tuż przy jakimś kościółku. Wyruszamy w kierunku znalezionej wcześniej w internecie restauracji, w której mamy plan zjeść śniadanie. Niestety jedna jest zamknięta, kolejna też… A na drzwiach karteczki, że obecnie pracownicy są na urlopie. Wychodzi na to, że się umówili. Postanawiamy, że najpierw się przespacerujemy, a po drodze może znajdziemy jakąś knajpkę. Mijamy biało-niebieskie domki i ciekawy pomnik kobiety z dzieckiem, która patrzy w stronę oceanu.
Wkrótce wychodzimy nad ocean. Trafiamy na kameralną plażę, która składa się z małych kamyczków. Przed nami jest spokojna, krystaliczna woda, a po prawej stronie znajduje się niewielkie molo, na które chwilę później wchodzimy. Przy plaży stoi ciekawy domek, na który każdy z nas zwraca uwagę. Ozdobiony jest on z dwóch stron różnokolorowymi bojami.
Promy na Teneryfę
Schodzimy z molo i idziemy w stronę kolorowych domków. Zerkamy też za siebie, aby podziwiać opuszczony przez nas chwilę temu pomost oraz odpływający właśnie z portu prom. Z Puerto de Las Nieves można popłynąć na Teneryfę. Podróż trwa podobno około godziny i dwudziestu minut. Koszty prawdopodobnie nie są wysokie. My mamy w planach dokładniej zwiedzić Gran Canarię, na Teneryfę przyjdzie jeszcze czas, więc kontynuujemy spacer wzdłuż oceanu.
Wchodzimy z powrotem w uliczki miasteczka.
Po drodze udaje nam się znaleźć jedną otwartą restaurację, ale opinie na google na jej temat są tragiczne, więc postanawiamy zjeść w jedynym tak naprawdę dostępnym miejscu, czyli w barze Meson del Bocadillo, który jest dwa kroki od naszego auta.
Po śniadaniu czeka nas jeszcze jedna wspaniała atrakcja, o której niemal zapomniałam. Idziemy na północ, oddalamy się od centrum miasteczka. Po chwili docieramy na promenadę Calle el Muelle.
Las Salinas
Po chwili widać już z oddali nasz cel podróży- baseny w skałach Las Salinas. Im bliżej, tym piękniej się prezentują.
Widok w drugą stronę też jest wspaniały. Nie wiadomo, który lepszy.
Docieramy do samych basenów. Powstały one w wyniku wycieku lawy, później ulepszone zostały przez ludzi, aby lepiej spełniać rolę kąpielisk. Wspaniałe miejsce, podobno bywa bardzo zatłoczone. My możemy w spokoju pospacerować pomiędzy basenami i fotografować rozszalałe dzisiaj morze i odbijające się od skał fale.
Promenada tutaj się nie kończy, dlatego idziemy dalej. Teraz wąski chodnik prowadzi pod górę.
Za chwilę roztaczają się już pierwsze cudowne widoki na klify.
Ciekawie wygląda ścieżka, którą idziemy, zwłaszcza z góry. Podziwiamy oddalające się od nas baseny Las Salinas. Idziemy powoli i ciągle odwracamy się raz w jedną, raz w drugą stronę.
Docieramy w końcu do końca ścieżki. Tutaj zatrzymujemy się na dłuższy czas. Ciężko rozstać się z takim krajobrazem.
Droga GC-200
Po sesji zdjęciowej zawracamy do samochodu. Wyjeżdżamy z Puerto de Las Nieves na słynną drogę GC-200. Tuż na jej początku dobrze widać położoną niżej miejscowość Agaete, której zwiedzanie sobie odpuściliśmy.
Już sam początek drogi GC-200 jest niezwykły widokowo. Jedziemy kolejnymi zakrętami. Za każdym czeka nas nowa porcja widoków na góry i wybrzeże. Czujemy, że jazda będzie niezapomnianym i wyjątkowym przeżyciem. Jedynie Wojtek będzie poszkodowany, w końcu jest kierowcą i musi wykazać się niezwykłą uwagą i precyzją.
Barranco de Guayedra
Po zaledwie kilku minutach zbliżamy się do kolejnego przystanku w planie podróży. Jest nim wąwóz Barranco de Guayedra i tutejsze dwie plaże. Tuż przy przystanku autobusowym zjeżdżamy z głównej drogi na piaskową. Za chwilę widzimy zatoczkę do zaparkowania, dlatego postanawiamy zostawić tu auto i nie ryzykować zjazdu w nieznane. Ma to swoje plusy, bo ścieżka jest niezwykle widokowa i mamy szansę na zrobienie sporej ilości ciekawych zdjęć. Jeżeli patrzymy w stronę oceanu, to widzimy w oddali niedawno przez nas odwiedzone Puerto de Las Nieves.
Playa de Sotavento
Gdy kończy się szeroka ścieżka, skręcamy w lewo na nieco mniejszą i trochę bardziej stromą. Polecam wziąć odpowiednie obuwie, momentami trzeba uważać na zsuwające się kamienie. Po chwili docieramy do pierwszej plaży. Trzeba przyznać, że prezentuje się niezwykle. Jest to Playa de Sotavento. Leżą na niej dosyć duże kamienie i ciężko się po niej spaceruje. Mamy natomiast dużo czasu, więc powolutku stawiamy kroki na kolejne kamyki. Co jakiś czas też odpoczywamy i korzystamy z uroków tego miejsca. Podziwiamy ogromne fale. Plaża nie nadaje się do kąpieli, ale według mnie nie możecie jej ominąć w czasie podróży po Gran Canarii.
Playa de Guayedra
Po dokładnym odkrywaniu plaży wracamy kawałeczek ścieżką, którą przyszliśmy i idziemy dalej prosto. Za chwilę wyłania się przed nami Playa de Guayedra. Jest to chyba jedyna piaszczysta plaża na zachodzie wyspy. Piasek jest czarny i ma pochodzenie wulkaniczne. W zatoczce znajduje się jeden nudysta, dlatego nie chcemy przeszkadzać i fotografujemy plażę z daleka. Musi to być wspaniałe miejsce na wypoczynek i kąpiel na łonie natury. Widok na pobliskie klify jest jedyny w swoim rodzaju. Trzeba jednak pamiętać, że jest to plaża dla nudystów, więc skorzystają z niej tylko odważni.
Po krótkim odpoczynku na kamieniach zawracamy. Oczywiście przed nami widać odwiedzoną już plażę Sotavento. Ciężko jest oderwać się od tych widoków.
Ostatnie spojrzenie na plażę i skręcamy na ścieżkę prowadzącą do góry do naszego samochodu. Po drodze jeszcze kilka fotek z drogi.
W kolejnym odcinku dalsza część trasy. Również będzie pięknie 🙂 Przed nami jeszcze cała droga GC-200 do przejechania i kilka ciekawych przystanków.
Dziękujemy za przeczytanie wpisu!
Jeżeli uważasz, że jest on ciekawy, będzie nam miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w komentarzu.
Więcej wpisów z Gran Canarii znajdziecie tutaj:
Poniżej są bezpośrednie odnośniki do kolejnego i poprzedniego odcinka.
Wszystkie nasze podróże: Podróże
Zapraszamy Was również na nasz Instagram oraz fanpage na Facebooku, gdzie możecie być z każdą naszą podróżą na bieżąco.
Do zobaczenia! 🙂