Trzeci dzień na wyspie rozpoczyna się niestety pochmurnie i kropi deszcz. Prawdopodobnie moje plany zwiedzania legną w gruzach, gdyż na każdy dzień było zaplanowane plażowanie, a teraźniejsza pogoda nie wróży dobrze. Muszę improwizować. Siedząc już w samochodzie postanawiam, że pojedziemy do miejscowości Arucas. Co będzie dalej, zobaczymy później.
Poniżej zdradziłam Wam już trasę przejazdu, więc już wiecie, co postanowiliśmy 🙂
Mapa przejazdu (kliknij tutaj):
Arucas i najpiękniejsza katedra na gran canarii
Docieramy do miejscowości. Zostawiamy auto na dużym, darmowym parkingu przy katedrze. Przy okazji szukania miejsca mamy pierwszą przygodę. Jacyś panowie, z pewnością nie pracownicy parkingu, próbują nam pomóc w zaparkowaniu. Staramy się ich ignorować, bo wiemy, czego będą sobie potem życzyli za taką pomoc. Boimy się trochę, czy nie zrobią nam nic złego z autem, ale na szczęście wszystko jest ok.
Zasiadamy przy katedrze w barze El Gotico, w którym zjedzenia śniadania zaplanowałam już wcześniej. Zamawiamy swoje wybrane dania i czekamy. Chwilę wolnego wykorzystuję do zrobienia zdjęć okolic katedry.
śniadanie przy katedrze arucas
Wracam do baru, kiedy posiłki są gotowe. Inni zamówili bardziej tradycyjne dania takie jak sałatka z warzywami i tuńczykiem, jajka sadzone z parówkami i frytkami, a ja trochę bardziej kanaryjsko- pyszne krewetki w oliwie z czosnkiem. Szkoda, że porcja jest taka mała, ale na razie mi wystarczy.
Po śniadaniu wchodzimy do wnętrza katedry, która tak naprawdę nazywa się Kościołem Parafialnym Świętego Jana Chrzciciela. Podziwiamy piękne witraże i malowidła. We wnętrzu jest dosyć ciemno, dlatego odpuszczam sobie zdjęcia.
spacer po arucas- co warto zobaczyć
Po wyjściu z katedry idziemy na plac Plaza de San Juan, skąd świetnie widać budowlę w całej okazałości. Wspaniała fasada, piękne zdobienia, witraże i wieżyczki wymagały 70 lat pracy. Głównym elementem budowlanym była skała wulkaniczna. Katedrę wyróżnia 60-metrowa wieża i malutki krzyżyk znajdujący się na samym środku budynku na szczycie. Małe i dopracowane szczegóły w budownictwie przypominają mi trochę katedrę w Mediolanie.
Bez konkretnego planu zwiedzania idziemy dokąd nas nogi poprowadzą. Początkowa trasa nas nie zachwyca, nie ma nic szczególnego, na co zwrócilibyśmy szczególną uwagę. Czuję się winna, że zabrałam resztę do nieciekawego miejsca 🙂
Ładniej się robi, gdy natrafiamy na taki widok. Wąska, stroma ulica, a na jej końcu główna wizytówka miasta. Schodzimy uliczką w dół.
centrum miejscowości Arucas
W końcu docieramy do „centrum”. Natrafiamy na stoiska z pamiątkami, kawiarnie, restauracje i ciekawsze zabytki.
Docieramy też do Ratusza. Na przeciwko tego budynku widać wejście do Ogrodu Botanicznego, który ma nazwę „Jardines de la Marquesa”. Niestety chyba akurat jest w trakcie remontu i jest zamknięty.
Spacerujemy dlatego dalej uliczkami i fotografujemy tutejszą architekturę.
destylarnia rumu Arehucas
Warto wspomnieć, że w Arucas znajduje się fabryka rumu Arehucas. Została ona założona w 1884 roku. Budzi wielkie zainteresowanie wśród turystów, gdyż mówi się, że wytwarzanie rumu to specjalność miasteczka. Budynek posiada swoją piwnicę i podobno jest ona jedną z najważniejszych w Europie. Fabrykę można zwiedzić. Mnie jednak ten temat nie zainteresował, więc w niej nie byliśmy.
punkt widokowy Mirador De La Montaña De Arucas
Po spacerze wracamy do samochodu i naszym planem jest wjazd na punkt widokowy Mirador De La Montaña De Arucas. Nie próbujcie wjeżdżać tam startując z centrum miasta. Mapa Google prowadzi nas wąskimi uliczkami pod górę, następnie docieramy do miejsca, gdzie dalej nie da rady przejechać, bo jest za ciasno. Zawracamy, wjeżdżając w inną uliczkę, bo ciężko jest zawrócić. Najpierw natrafiamy na ostry zakręt, który bierzemy na kilka razy, a następnie czeka nas ciasny zjazd w dół z nachyleniem chyba z 60 %. Nie da rady już się wycofać i nasze auto mieści się o milimetry od ściany. Po takim przeżyciu, z bijącymi sercami, postanawiamy odpuścić sobie punkt widokowy i jechać dalej do miejscowości Firgas. Jeżeli chcecie wjechać na szczyt widokowy, dojedźcie najpierw do tego miejsca: (zobacz), a dalej czeka Was już łatwa droga pod górę. Odkryłam to już na spokojnie w domu, w Polsce, kiedy mogłam się dokładniej przyjrzeć mapie.
malownicza wioska Firgas
Dojeżdżamy do Firgas i zostawiamy auto na parkingu zaraz po wjeździe do tej maleńkiej miejscowości.
Za chwilę jesteśmy już w centrum. Widać, że wciąż jest pochmurno i ponuro, co ma swoje plusy, bo daje to specjalny klimat, który widać na fotografiach. Z drugiej strony nie jest upalnie i dzięki temu zwiedzanie nas nie męczy.
Według mnie najbardziej charakterystyczną rzeczą w Firgas są schody z fontanną, przy których obserwujemy płytki azulejos. Przedstawiają one herby miejscowości leżących na Gran Canarii. Pod płytkami stoją kamienne ławeczki, trochę podobne do tych, które wszyscy widzieliśmy w Sewilli (również hiszpańskim mieście).
paseo de gran canaria
Idąc cały czas pod górę, docieramy do uliczki, na której leżą mozaiki przedstawiające Wyspy Kanaryjskie. Wspinając się coraz wyżej, odkrywamy kolejną wyspę. Uliczka nazywa się Paseo de Gran Canaria i bez problemu na nią trafisz, będąc w Firgas.
Warto przejść się też innymi uliczkami prowadzącymi wśród białych domków, poobserwować mieszkańców i odkrywać wszystkie uroki miasteczka.
Firgas- ciekawe zabytki
Charakterystyczną budowlą w Firgas jest kościół Iglesia de San Roque. Stoi on na Placu Świętego Rocha tuż obok schodów z fontanną. Podobno z tych okolic świetnie widać, oczywiście przy dobrej pogodzie, sąsiednie wyspy Teneryfę i Fuerteventurę. Widok oceniany jest na jeden z najlepszych na północy Gran Canarii. Jak już się domyślacie, pogoda nie jest dzisiaj zbyt sprzyjająca do oglądania odległych terenów.
Po obejściu miasteczka wracamy z powrotem na schody. Ciężko powstrzymać się od fotografowania i szukania nowych kadrów. Ostatecznie zdjęć wyszło sporo i ciężko było dokonać selekcji.
co warto zjeść w Hiszpanii
Wracając do auta zatrzymujemy się w małej knajpce i zamawiamy słynne na wsypie „churros con chocolate”- pyszne rurki, które macza się w gorącej czekoladzie. Do tego świeżo wyciskane soki z cytrusów, między innymi z limonek.
Ustawiamy nawigację na miejscowość Teror.
atrakcje miasteczka teror
Po około 30 minutach jesteśmy na miejscu. Polecam darmowy parking, znajdujący się tutaj. Po paru minutach wchodzimy na starówkę i już z daleka dostrzegamy słynną Bazylikę Matki Boskiej Sosnowej. Mijamy charakterystyczne w miasteczku drewniane tarasy, które leżą w rzędzie kolorowych domków. Idziemy powoli, obserwujemy architekturę, zachodzimy do sklepików w pamiątkami.
W miasteczku przy ulicy na przeciwko kościoła stoją lampy, na których wiszą herby różnych miast Gran Canarii.
bazylika w Teror
Zbliżając się do bazyliki w końcu docieramy na plac Piaza de Pino. Jest on najpopularniejszym miejscem kultu religijnego wyspy. Historia opowiada o tym, że na drzewie sosnowym objawiła się Matka Boska, a miało to miejsce pod koniec XV wieku. Stąd wzięła się nazwa Bazyliki.
Wchodzimy do wnętrza. Kościół jest mały, ale ma bardzo ładną kopułę oraz ołtarz. Poza tym można powiedzieć, że reszta jest skromnie urządzona. Są zwykłe drewniane ławeczki oraz sklepienie z tego samego materiału.
Muzeum w Teror
Wchodząc wejściem z drugiej strony budynku, dotrzemy do małego muzeum. Bardziej interesuje nas jednak to, że możemy wejść za ołtarz i zobaczyć postać Matki Boskiej z bliska. Trzeba przyznać, że rzeźba bardzo ładnie się prezentuje.
Po wyjściu z budowli idziemy pozwiedzać inne części miasteczka. Już nieco przyzwyczajeni do klimatów kanaryjskich miasteczek odkrywamy nowe uliczki z białymi domami, gdzieniegdzie przeplatane też kolorowymi. Naszą uwagę zwracają kolejne drewniane balkony. Zachwycają górskie widoki.
Wdrapujemy się na górę, bo mamy plan zahaczyć o pewien punkt.
Docieramy do Klasztoru Cystersów. Słynie on z ciasteczek wypiekanych przez miejscowe siostry zakonne. Niestety mniszki wydają wyroby tylko o określonych porach i my docieramy tam za wcześnie. Nie chcemy czekać, być może na próżno, bo jak wiadomo w poniedziałki często różne lokale oraz muzea są w Hiszpanii nieczynne, a właśnie mamy ten dzień tygodnia. Fotografujemy zabytek i okoliczne kwiaty.
Potem wracamy innymi ładnymi uliczkami do samochodu.
teror- panorama miasta
Jedziemy w kierunku Santa Brigida. Wyjeżdżamy z Teror i pokonujemy sporo zakrętów. Miasteczko oddala się od nas coraz bardziej i możemy podziwiać je teraz z góry. Zatrzymujemy się przy drodze i robimy fotki.
Uważajcie na to, jak ustalacie trasę z Teror do Santa Brigida. Nawigacja prowadzi nas 2 km krótszą trasą od innej, opcjonalnej. Droga jest gdzieniegdzie bardzo wąska (mieści się tylko jedno auto) i prowadzi przez pustkowia. Mijamy może jedną mniejszą wioskę. Pojedźcie drogą oznaczoną kolorem żółtym na mapie prowadzącą przez miejscowości Ojero i San Isidro. Będzie bezpieczniej i będziecie spokojniejsi.
dojazd do Santa Brigida
Docieramy na parking w Santa Brigida nazwany w Google maps „Parking Mercado Santa Brigida”. Roztacza się z niego taki widok.
santa brigida- ciekawe miejsca
Wkrótce wchodzimy na starówkę. I już nam się tu podoba. Miasteczko wyróżnia się od innych tym, że jest tu dużo bardziej kolorowo. Na uliczkach, którymi aktualnie spacerujemy stoją doniczki z kwitnącymi kwiatami. Trochę brakuje im do tych w Valdemossie na Majorce, ale trochę zieleni od razu sprawiają, że jest weselej.
Niewiele udało mi się znaleźć polskich blogów podróżniczych, które opisywałyby tą miejscowość. Miasteczko jest mało popularne wśród turystów i prawie zupełnie puste. Mijamy jedynie miejscowych, którzy spacerują z psem bądź mają coś do załatwienia.
Docieramy do kościoła. Można zwiedzić zarówno ten budynek, jak i jego archiwum, w którym znajdują się dokumenty i książki z XVI wieku.
Przy kościele stoi rzeźba akrobatów. Chyba wszystkim jednocześnie przychodzi do głowy pomysł, aby odegrać zastaną scenkę. Trochę szalejemy, a na uspokojenie wchodzimy do wnętrza kościoła.
kolorowe domki na gran canarii
Tutejsze domki są pomalowane na kolorowo i mają jasne kamienie w ścianach. Warto przespacerować się brukowanymi uliczkami i podziwiać tą wyróżniającą się architekturę.
Po długim zwiedzaniu chętnie zjedlibyśmy jakiś obiad. Sprawdzam w internecie, jakie restauracje są polecane i znajduję mającą bardzo dobre opinie knajpkę „El Despacho”. Docieramy do niej, ale jest zamknięta. Według napisu na drzwiach powinna być właśnie otwierana, dlatego czekamy chwilę. Niestety nic się nie zmienia, restauracja nie zostaje otwarta, więc idziemy dalej. Postanawiamy przekąsić coś w mijanej piekarni, a później w naszej Arinadze zjeść kolację.
Wracamy do auta i opuszczamy Santa Brigidę. Przejeżdżamy przez małe, kolorowe miasteczka, chociaż dzisiaj trochę ponure.
punkt widokowy Pico de Bandama
Wracając do Arinagi, blisko mamy do punktu widokowego Pico De Bandama. Zjeżdżamy lekko z trasy i krętą drogą wjeżdżamy na szczyt mający 569 m n.p.m. Na szczycie czekają nas wspaniałe widoki na Caldera de Bandama. Jest to kaldera, która ma około 1000 metrów średnicy, 216 metrów głębokości i 574 metrów wysokości. W jej wnętrzu znajduje się mała wioska. Niektóre źródła podają, że jest teraz opuszczona, inne, że do dziś jest zamieszkana. Do osady można zejść mając pozwolenie konserwatora przyrody, gdyż jest chroniona. Bez pozwolenia możemy za to okrążyć krater dookoła, co powinno zająć około godziny. Gdy się dobrze przyjrzymy widać z oddali malutką ścieżkę.
Z Pico de Bandama możemy także podziwiać ocean i płynące po nim statki, wybrzeże oraz niżej położone miasteczka.
wieczór w arinadze
Na dzisiaj starczy wrażeń, dlatego wracamy do Arinagi, szybko zostawiamy niepotrzebne rzeczy w apartamencie i przy zachodzie słońca wychodzimy, aby zjeść obiadokolację. Trzeba przyznać, że nasza miejscowość też ma swój urok i da się ją polubić. Nie znajduje się w wielu przewodnikach turystycznych jako godna uwagi, ale może Wam się spodoba. Obiecuję, że poświęcę na nią oddzielny wpis, bo jednak sporo tu bywamy.
Po krótkim spacerze docieramy do knajpki. Zdjęcia przypominają mi o tym, że zamówiłam ośmiornicę. Do dzisiaj tęsknię za tym smakiem, bo była naprawdę wyśmienita. Idealnie przyrządzona nie była ani trochę gumowata, a jej końce były nawet chrupiące. Przy okazji polecam restaurację „Restaurante miramar playa de arinaga”. Jedliśmy w niej jeszcze wiele razy i wszystko było pyszne.
Pomógł Wam mój dzisiejszy wpis? Dla fanów architektury chyba był świetny. Zapraszam do innych części relacji, na pewno znajdziecie coś dla siebie.
Dziękujemy za przeczytanie wpisu!
Jeżeli uważasz, że jest on ciekawy, będzie nam miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w komentarzu.
Więcej wpisów z Gran Canarii znajdziecie tutaj:
Poniżej są bezpośrednie odnośniki do kolejnego i poprzedniego odcinka.
Wszystkie nasze podróże: Podróże
Zapraszamy Was również na nasz Instagram oraz fanpage na Facebooku, gdzie możecie być z każdą naszą podróżą na bieżąco.
Do zobaczenia! 🙂
🙂