Jeśli po nieco pesymistycznej części pierwszej dotarliście tutaj, to bardzo mi miło. Obiecuję, że będzie już tylko fajniej. Super, że zaciekawiła Was Kenia. Dzięki Wam postanowiłam napisać te posty. Pozwala mi to ułożyć sobie w głowie wszystko, co przeżyłam i co widziałam podczas wyjazdu.
Poranne safari w Parku Narodowym Amboseli
Dzień 4– Wstajemy jeszcze przed wschodem słońca, jemy śniadanie i wymeldowujemy się z hotelu. Rzucamy okiem na otoczenie i basen. Szkoda, że nie udało nam się w nim wykąpać, niestety nie mieliśmy czasu przez wczorajsze opóźnienie. Pięknie by było popływać z widokiem na górę Kilimandżaro.
Nasz przewodnik i kierowca już na nas czekają. Co ciekawe naszym przewodnikiem jest Kenijczyk, który mówi po polsku. Specjalnie nauczył się języka polskiego, aby móc prowadzić wycieczki dla Polaków. Szacun. Podobno w Kenii większość turystów jest z Polski, więc to dla tutejszych dobra praca.
Wyjeżdżamy do parku Amboseli po drodze patrząc na wschód słońca. Jeszcze przed właściwą bramą wjazdową widzimy pierwsze zwierzęta. Szczególnie zachwycamy się żyrafami! Są tak blisko nas, że nie dość, że mam czas nacykać mnóstwo zdjęć, to mogę się dobrze przyjrzeć, jak pozują na tle góry Kilimandżaro.
Docieramy do bramy i wjeżdżamy do parku. Nie da się nawet opisać słowami, jakie fajne i relaksujące jest safari. Najfajniej jest stać w jeepie, poczuć ten wiatr we włosach i wypatrywać zwierząt przez otwierany dach.
Czy czuliśmy jakiś strach czy niepokój? Nie! Tylko mega ekscytację.
Safari w Kenii- lepiej rano czy wieczorem?
Na porannym safari spotykamy dużo więcej zwierząt niż dzień wcześniej wieczorem. Widzimy słonie, antylopy, różne ptaki, flamingi, hipopotama, bawoły… Te dwa ostatnie zwierzęta niestety tylko z daleka, ale przybliżający obiektyw całkiem dobrze je uchwycił. Lepiej niż nasze oczy.
Przejazd do Tsavo East
Po półtora godzinnym safari opuszczamy park. Jesteśmy trochę zawiedzeni, czujemy niedosyt. Przewodnik mówił, że dzisiaj będziemy trochę dłużej jeździć po parku. Niestety tak nie jest. Podczas rozmowy mówi, że musimy jechać dalej, aby zdążyć z planem. Jest nim dojazd do hotelu przy parku Tsavo East, lunch i wieczorne safari. W sumie wczoraj 12 godzin trasy (nie licząc safari), a w samym parku Amboseli byliśmy w sumie zaledwie 3 godziny. A czeka nas jeszcze droga powrotna…
Wjeżdżamy znowu na hardcorową trasę długości 70 km przez dziury. Podobno w nocy nie padało, więc można swobodnie tędy jechać. Jest inna trasa – drogą asfaltową, ale jest więcej kilometrów, a podobno kierowca ma zwracane pieniądze na paliwo tylko za przejazd tą krótszą.
Na początku rzeczywiście jest w miarę spoko. Wiadomo, że buja strasznie, samochód głośno trzeszczy, ale da się przejechać. Są trudniejsze momenty, jakieś przepaście, raz nawet przejeżdżaliśmy przez rzekę.
Docieramy w okolice miejsca, gdzie wczoraj zakopał się samochód i tu niespodzianka. Droga nie wyschła, wręcz jest jeszcze gorzej, parę samochodów zakopanych. Już byłam niemal pewna, że utknęliśmy. Na szczęście mieszkańcy pomogli, wynaleźli jakąś drogę przez pole. Generalnie hardcore – stromo w dół przez błoto, potem w górę, dalej też driftujemy w błocie. Ostatecznie udało się przejechać!
Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam, jak wyjechaliśmy na asfalt. Zaciekawiona Kenią cały czas patrzę przez okno. Widoki są piękne. Obserwuję codziennie życie mieszkańców. W tym rejonie chyba ludziom żyje się troszkę lepiej. Większość domków jest murowanych, lecz podobnie jak w całym kraju malutkich.
Tsavo East National Park- relaks w basenie i safari
Docieramy do hotelu przy parku Tsavo East. Najpierw lunch, bo jakimś cudem podobno znowu jesteśmy spóźnieni i to ostatnia chwila, aby coś zjeść. Potem zostawiamy rzeczy w pokoju i zostaje nam chwilka, aby pójść na basen. Jest pięknie.
Czas na wieczorne safari. Stoimy przed bramą parku ponad pół godziny. Znowu jesteśmy źli, że safari będzie krótkie… Do tej pory nie mam pojęcia, czemu kupowanie biletów tyle trwało. Inni wjeżdżali normalnie.
Pierwsze widoki i przechodzi nam zły nastrój. Jest cudownie. Tsavo East ma zupełnie inny klimat niż Amboseli. Jest dużo więcej zieleni, droga jest pomarańczowa.
Jest dużo mniej zwierząt. Tsavo East ma ogromną powierzchnię w porównaniu do Amboseli, więc zwierzęta mają więcej miejsca, aby się przed nami schować.
Powoli zaczyna zachodzić słońce, co daje niezwykły klimat. Zdjęcia tego nie oddają, ale jest magicznie.
Zwierząt jest mało, ale za jest tu chyba z milion ptaków. Niezwykle to wygląda jak poruszają się w wielkich grupach na tle skał i słońca.
Udaje nam się upolować hipcia. Tu znowu przydaje się dalekosiężny obiektyw, gołym okiem ledwo go widać.
I to już koniec na dziś. Znowu czujemy niedosyt. Zakochaliśmy się w safari. Jakbym miała na dzień dzisiejszy podjąć decyzję iludniowe safari wybrać, to zdecydowanie dołożyłabym jeden dodatkowy dzień w Amboseli. Wtedy nie trzeba by było pędzić z rana do kolejnego parku. Byłoby dużo spokojniej.
Jutro czas na kolejne, ostatnie już safari i wizyta w wiosce Masajów.