Ostatnie safari- poranek w Tsavo East i lwy

Dzień 5– Przyszedł czas na ostatnie safari. Po śniadaniu i wymeldowaniu z hotelu wjeżdżamy do parku. Jedziemy sobie spokojnie, nagle przewodnik dostaje info przez radio, że niedaleko są lwy. Krzyczy do nas „Jedziemy na lwów!”. Szwagier próbuje wytłumaczyć, że Lwów to miasto w Ukrainie i mówi się „na lwy”, po czym Ali „Jedziemy na lwów!”. Śmiejemy się. Kierowca pędzi jak szalony, skaczemy przez dziury, wszystko, aby tylko zdążyć. Udaje się! Lwy łażą sobie między jeepami, kompletnie nie zwracając uwagi na ludzi. To niezwykle pewne siebie i dumne zwierzęta. Prawdziwi królowie. Piękne są. Niesamowite jest zobaczyć je z bliska.

Potem jedziemy sobie spokojnie przez park. Jest pochmurno, więc temperatura jest w sam raz. Widoki są cudowne. Mega mi się podobają te wykrzywione drzewa rosnące przy drodze.

Skręcamy w bardziej boczne, wąskie drogi. Klimat jest jak z filmu. Zwierząt jest mało, ale i tak jest cudownie.

Te malutkie sarenki to dikdiki. Te trzy zwierzątka na zdjęciu to rodzina- mama, tata i dziecko. Wow.

W parku jest mnóstwo różnych gatunków ptaków. Nie byłam w stanie zapamiętać ich nazw, tylko je podziwiałam.

Z dużych zwierząt widzimy głównie słonie. Gdzieś w oddali były zebry.

Tu ciekawe zwierzątko, o którym wcześniej nie słyszałam. Grafika google mówi, że to bawolec.

Jesteśmy w parku już około 4 godzin, zbliża się koniec, a mnie zaczyna strasznie cisnąć pęcherz. Podobno w parku nie można wychodzić z samochodu, ale już ledwo daje radę, więc kierowca się lituje i zatrzymuje. Robię siku i rozglądam się dookoła, czy nie poluje na mnie żadne zwierzę. 😅 Co robią ludzie, których złapie biegunka? Nie mam pojęcia.

Wyjeżdżamy inną bramą niż tą, którą wjeżdżaliśmy. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia z naszym przewodnikiem i kierowcą.

Masai Village- atrakcja turystyczna czy prawdziwe życie?

Zajeżdżamy do wioski Masajów. Nie miałam pojęcia, że tam będziemy, ale skoro już jesteśmy, to fajnie. Opinie mówią, że ta wioska to ściema, zrobiona na pokaz dla turystów, coś w stylu muzeum, które tylko mniej więcej pokazuje obyczaje plemiona Masajów. Zaczepia nas tamtejszy przewodnik i zaczyna oprowadzać po wiosce. Mówi, że możemy nagrywać filmy i robić zdjęcia.

Zwiedzamy domki z krowiej kupy. To nie żarty. Większość kenijskich domów jest zrobionych z gałęzi, błota i krowich odchodów. Budowaniem domów zajmują się kobiety. Taki dom trzyma się około 4 lat, potem trzeba budować go od nowa. Szok. My włączamy w Polsce w domu odkurzacz dwa razy dziennie, a oni śpią na piasku. Inny świat.

Masajowie pokazywali nam jak rozpalić ogień. Pozwolili nam też spróbować zrobić to samemu.

Potem zrobili nam pokaz tańca. Trochę straszny ten taniec, ale trzeba przyznać, że ciekawe doświadczenie. Potem wyciągnęli nas na środek i tańczyliśmy razem z nimi.

Podobno tak wygląda masajska szkoła dla dzieci. Taka ciekawostka- w Kenii większość ludzi nie potrafi liczyć w pamięci. Potrzebuje do tego kalkulatora. Zapisują w nim proste działania, w stylu 4 razy 80 albo 1200 + 400. I to pracownicy sklepów czy biura wycieczek. Szok.

Po zwiedzaniu wioski przyszedł czas na wsparcie lokalnej społeczności, czyli zakupy. Oczywiście zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, to już byliśmy obwieszeni naszyjnikiem i bransoletkami. Akurat zamierzaliśmy im zostawić napiwek w takim stylu, bo fajnie nas oprowadzili, więc się nie kłóciliśmy. Wybrali nam naprawdę fajną biżuterię i wyszliśmy zadowoleni.

Po wizycie w wiosce zostaliśmy zaproszeni na lunch, a potem czekała nas już tylko podróż do hotelu w Diani. Dojechaliśmy bezpiecznie, wymyliśmy się z piachu (na safari strasznie się pyli) i resztę dnia spędziliśmy w naszym basenie.

Podsumowanie safari i rady od nas:

  • Za krótki czas spędzony w parku w porównaniu do dojazdów, przejazdów. Lepiej spędzić więcej nocy w jednym parku niż pędzić z miejsca na miejsce. Przed rezerwacją poproście o bardziej szczegółowy plan wycieczki, aby przewodnik powiedział Wam, ile dokładnie czasu macie przewidzianego na właściwe safari.
  • Ogólnie jesteśmy zadowoleni. Wycieczka była udana, przewodnik i kierowca bardzo się starali, lecz czujemy lekki niedosyt. Jednak przeżycia na safari są warte każdych godzin, minut dojazdów.
  • Nie rezygnowałabym z Amboseli mimo, że trasa tam jest bardzo długa i ciężka. To też była przygoda! Po prostu dodałabym jedną noc więcej.
  • Mieliśmy spać w hotelu przy samym parku Amboseli, a dostaliśmy inny hotel godzinę drogi od bramy. Nie zostaliśmy o tym poinformowani i to mi się nie podobało.
  • Oba parki, tzn. Amboseli i Tsavo East mają zupełnie inny klimat. Moim zdaniem trzeba zobaczyć oba.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments